Mili, my oczywiście nie poprzestajemy na dekoracjach stołu. Szalejemy z wiankami. Mamy masę pomysłów, z których realizacją trudno nadąrzyć, ponieważ trzeba jeszcze kiedyś zajmować się dziećmi, domem, pakowaniem paczek, sprzątaniem i wszystkimi innymi sprawami, które odrywają od najprzyjemniejszego - konstruowania barwnych ozdób na drzwi.
Uwielbiamy to.
Najprzyjemniejsze chwile z punktu widzenia Tego Domu, to stylizowane, pomysłowe, sesje zdjęciowe (o bożonarodzeniowych dyskutowałyśmy już z Kasią leżąc w sierpniu na plaży w Chałupach) i klecenie tych właśnie wianuszków. Każdy inny, każdy niepowtarzalny. Każdy nasz. Oczywiście różnimy się w kwestii tego, co która z nas lubi. Obstawiamy, co spodoba się naszym Klientom. Czy sprzedamy jako pierwsze wianki, które naszym zdaniem są hitem. Czy też będą one musiały poczekać na wielbiciela. :)
Poruszę tu przy okazji kwestię trudną - kwestię kopiowania. Gdzie kończy się granica inspirowania, a gdzie zaczyna kopiowanie? Gdzie kończy się etyczne podejście, a zaczyna kradzież pomysłów?
Wiem, że temat jest trudny. Wśród bloggerek nie lubiany. Często kopiujący nie przyznaje się do tego, że ściągnął pomysł. Poza tym pojawia się pytanie, czy ściągnięcie pomysłu odbywa się ze szkodą dla jego autora, czy jest po prostuy ukłonem w stronę jego kreatywności i urody koncepcji...
Ciężki temat. Tym bardziej w blogosferze, gdzie kochamy podglądanie, sferze, która właśnie na podgądaniu i zapożyczaniu w pewnym sensie się zasadza. Bo niby po co pokazujemy nasze wnętrza? Lubimy się pochwalić tym, jak ładnie coś nam się udało, ale rzecz jasna, musimy się liczyć z tym, że ktoś za moment pokaże podobne wnętrza, z zapożyczonymi z naszego domu pomysłami. I jak tu się gniewać? Przecież to cudowne, że nasze koncepcje spodobały się innym i zaszczepili je na własnym gruncie.
Troszkę inaczej, jeśli rzecz tyczy się finansów. Jeśli za pomysłem na sklep, wianek, zdjęcie stoją pieniądze. Fatalnie widzieć swoje pomysły żywcem "zapożyczone" - często "bez ogródek"- przez inne sklepy, innych fotografów... I nie mam tu na myśli tylko wianków, ale także wyglądu sklepu, sposobu fotografowania produktów itd.
Zastanawiamy się, dlaczego kopiujący to robią. Czy nie mają własnych pomysłów? Czy rzeczywiście każdy musi fotografować wianki na takich samych szarych dechach, jakie udało nam się znaleźć na zaprzyjaźnionej posesji? Czy w wiankach innych sklepów muszą rzeczywiście pojawiać się domeczki dla ptaszków, itp.? Zapewne nie. Ale jednak tak się dzieje. Pytanie po co? Czy nie łatwiej sięgnąć do zakamarków własnej wyobraźni? Czy nie fajniej, gdyby sklepy się od siebie różniły wyglądem i asortymentem? Zdecydowałyśmy się na zupełnie odmienny od innych sklep, budując go z własnych wyobrażeń, pomysłów. Decydując się na naszą ulubioną wiarę we własne odczucia. Ale i tak, po chwili ktoś coś kopiuje, naśladuje, nic sobie nie robiąc z tak zwanych praw autorskich.
Ogólnie mamy odczucie, że prawa autorskie nie są w Polsce szanowane. Mamy wiele sygnałów od zaprzyjaźnionych osób, jak bardzo spędza im to sen z powiek. Krystyna projektująca biżuterię KOD znalazła "bliskie odpowiedniki" swoich prac nawet w tym samym tytule prasowym, w którym pokazano jej naszyjniki. Kamila kanapkową restaurację z ul. Hożej, koleżanka, której udzielił wyczerpujących odpowiedzi na tysiące pytań, przeniosła "żywcem" na łódzki grunt, nadając jej w dodatku niemalże identyczną nazwę i udzielając wywiadów do prasy na temat rocznej pracy nad autorskim konceptem. Nie tylko im jest przykro. Nam często także. I dobrze Wam znanym innym blogerkom, które obawiają się poruszać tak trudny temat, który na pewno wzbudzi kontrowersję.
My nie piszemy tego posta, aby innym dokuczyć, ale aby upomnieć Podglądaczy: czerpmy z pomysłów innych, ale etycznie - pamiętając o granicach przyzwoitości, podglądajmy, bo o to tu chodzi, ale nie kopiujmy żywcem. Każdy z nas ma swój potencjał, swoje własne wyobrażenie na różne tematy. Może warto je realizować zanim ślepo się coś ściągnie, bez zastanowienia, przefiltrowania przez własne JA.
Życzymy wiary we własne pomysły, prezentując nasze świąteczne i zimowe wianuszki.
Kasia i Monika
tendom.pl
Uwielbiamy to.
Najprzyjemniejsze chwile z punktu widzenia Tego Domu, to stylizowane, pomysłowe, sesje zdjęciowe (o bożonarodzeniowych dyskutowałyśmy już z Kasią leżąc w sierpniu na plaży w Chałupach) i klecenie tych właśnie wianuszków. Każdy inny, każdy niepowtarzalny. Każdy nasz. Oczywiście różnimy się w kwestii tego, co która z nas lubi. Obstawiamy, co spodoba się naszym Klientom. Czy sprzedamy jako pierwsze wianki, które naszym zdaniem są hitem. Czy też będą one musiały poczekać na wielbiciela. :)
Poruszę tu przy okazji kwestię trudną - kwestię kopiowania. Gdzie kończy się granica inspirowania, a gdzie zaczyna kopiowanie? Gdzie kończy się etyczne podejście, a zaczyna kradzież pomysłów?
Wiem, że temat jest trudny. Wśród bloggerek nie lubiany. Często kopiujący nie przyznaje się do tego, że ściągnął pomysł. Poza tym pojawia się pytanie, czy ściągnięcie pomysłu odbywa się ze szkodą dla jego autora, czy jest po prostuy ukłonem w stronę jego kreatywności i urody koncepcji...
Ciężki temat. Tym bardziej w blogosferze, gdzie kochamy podglądanie, sferze, która właśnie na podgądaniu i zapożyczaniu w pewnym sensie się zasadza. Bo niby po co pokazujemy nasze wnętrza? Lubimy się pochwalić tym, jak ładnie coś nam się udało, ale rzecz jasna, musimy się liczyć z tym, że ktoś za moment pokaże podobne wnętrza, z zapożyczonymi z naszego domu pomysłami. I jak tu się gniewać? Przecież to cudowne, że nasze koncepcje spodobały się innym i zaszczepili je na własnym gruncie.
Troszkę inaczej, jeśli rzecz tyczy się finansów. Jeśli za pomysłem na sklep, wianek, zdjęcie stoją pieniądze. Fatalnie widzieć swoje pomysły żywcem "zapożyczone" - często "bez ogródek"- przez inne sklepy, innych fotografów... I nie mam tu na myśli tylko wianków, ale także wyglądu sklepu, sposobu fotografowania produktów itd.
Zastanawiamy się, dlaczego kopiujący to robią. Czy nie mają własnych pomysłów? Czy rzeczywiście każdy musi fotografować wianki na takich samych szarych dechach, jakie udało nam się znaleźć na zaprzyjaźnionej posesji? Czy w wiankach innych sklepów muszą rzeczywiście pojawiać się domeczki dla ptaszków, itp.? Zapewne nie. Ale jednak tak się dzieje. Pytanie po co? Czy nie łatwiej sięgnąć do zakamarków własnej wyobraźni? Czy nie fajniej, gdyby sklepy się od siebie różniły wyglądem i asortymentem? Zdecydowałyśmy się na zupełnie odmienny od innych sklep, budując go z własnych wyobrażeń, pomysłów. Decydując się na naszą ulubioną wiarę we własne odczucia. Ale i tak, po chwili ktoś coś kopiuje, naśladuje, nic sobie nie robiąc z tak zwanych praw autorskich.
Ogólnie mamy odczucie, że prawa autorskie nie są w Polsce szanowane. Mamy wiele sygnałów od zaprzyjaźnionych osób, jak bardzo spędza im to sen z powiek. Krystyna projektująca biżuterię KOD znalazła "bliskie odpowiedniki" swoich prac nawet w tym samym tytule prasowym, w którym pokazano jej naszyjniki. Kamila kanapkową restaurację z ul. Hożej, koleżanka, której udzielił wyczerpujących odpowiedzi na tysiące pytań, przeniosła "żywcem" na łódzki grunt, nadając jej w dodatku niemalże identyczną nazwę i udzielając wywiadów do prasy na temat rocznej pracy nad autorskim konceptem. Nie tylko im jest przykro. Nam często także. I dobrze Wam znanym innym blogerkom, które obawiają się poruszać tak trudny temat, który na pewno wzbudzi kontrowersję.
My nie piszemy tego posta, aby innym dokuczyć, ale aby upomnieć Podglądaczy: czerpmy z pomysłów innych, ale etycznie - pamiętając o granicach przyzwoitości, podglądajmy, bo o to tu chodzi, ale nie kopiujmy żywcem. Każdy z nas ma swój potencjał, swoje własne wyobrażenie na różne tematy. Może warto je realizować zanim ślepo się coś ściągnie, bez zastanowienia, przefiltrowania przez własne JA.
Życzymy wiary we własne pomysły, prezentując nasze świąteczne i zimowe wianuszki.
Kasia i Monika
tendom.pl
Nasze wianki świąteczne i nie tylko, można obejrzeć i jeśli się spodobają, ewentualnie kupić tutaj: http://www.tendom.pl/t/kategorie/wianki.
Zapraszamy ciepło.